Zima trwała w
najlepsze. Śnieg sypał z nieba, jakby mieli go tam nieskończone zapasy. Zaspy
na nieodśnieżonych skrawkach Bełchatowa dochodziły nawet do metra. Ludzie
powoli zaczynali już zastanawiać się nad wyborem choinki, ozdób świątecznych,
wypieków, czy też potraw wigilijnych. Trenowałeś. Bardzo ciężko i bardzo często
potrzebowałeś fizjoterapeuty. Coś stało się z Twoim mięśniem czworogłowym uda.
W końcu zmuszony
byłeś wziąć dwa tygodnie urlopu, gdyż postanowiłeś iść w końcu z nogą do
lekarza. Arleta przebadała Ci ją wstępnie, ale nie wykryła niczego
podejrzanego. Przypuszczała, że to może być naciągnięcie. Bez względu na
przyczynę bolało.
Wigilia zbliżała się nieubłaganie, ale Ty
nie planowałeś wyjeżdżać do rodziny. Dostałeś informację, że mama i tata jadą
do siostry, na drugi koniec kraju, a Ty z kontuzjowaną nogą nie nadawałeś się
zbytnio do podróży. Arleta również nie zdawała się wybierać do rodziny, ale
kompletnie nie miałeś pomysłu czemu. Leżąc w łóżku z wyciągniętą nogą, ćwicząc
ją ostrożnie, zastanawiałeś się nad tym.
A kiedy już
nadszedł dzień, w którym każdy powinien być ze swoją rodziną, świętować i
zapomnieć o problemach, Arleta oznajmiła, że od nowego roku już nie będzie
pracować z Twoim klubem.
- Dlaczego? –
spytałeś, wstając z posłania?
- Bo ja tak dłużej
nie umiem – odparła, po czym zamknęła się w swoim pokoju, z którego wyszła dwie
godziny później z zapuchniętymi od płaczu oczami.
Nie miałeś czasu
zastanawiać się, co się stało, ona nie
wyglądała, jakby chciała Ci powiedzieć. Do wieczora zostało niewiele ponad pięć
godzin, a w Waszej lodówce poza światłem były jeszcze tylko półki. Ubrałeś się
ciepło, gdyż mróz trzaskał na dworze, wziąłeś kluczyki i postanowiłeś udać się
na jakieś, chociażby małe, zakupy.
Po powrocie
zastałeś ją, siedzącą na kanapie, zawiniętą w koc, czytającą książkę. Odłożyłeś
wszystkie produkty na swoje miejsce, po czym wszedłeś do salonu. Chrząknąłeś cicho,
ale chyba tego nie usłyszała. Podszedłeś trochę bliżej.
- Lecia, co się dzieje? – popatrzyłeś na nią niepewnie.
- A co ma się dziać? – odpowiedziała zachrypniętym głosem,
jakby jeszcze kilka minut temu płakała.
- Widzę po tobie, że coś się dzieje. Płakałaś.
Ale, gdy nie
odpowiedziała, postanowiłeś że dzisiaj jej powiesz wszystko. Miała prawo
wiedzieć, jakim uczuciem ją darzyłeś, a może i ona zechce powiedzieć, co ją
trapi.
- Misiu – ostatni raz nazwała cię tak, gdy się z nią
żegnałeś. – Głupio mi, że ci siedzę na głowie.
- Przecież już o tym rozmawialiśmy. Nie ma problemu, miło
mieć współlokatorkę.
Popatrzyła na Ciebie
i od razu wiedziałeś, że coś jeszcze chce powiedzieć. Nie wiedziałeś, co, ale
liczyłeś, że się przełamie. Jeśli to jakiś problem, to na pewno pomożesz jej go
rozwiązać.
Miałam trochę wolnego, więc oto jest.
Szczerość za szczerość. Jeszcze się okaże, że powiedzą sobie to samo :) Mam nadzieję, że jednak Arleta nie ucieknie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Wątpię, by Arleta była w stanie powiedzieć prawdę, by wyjawiła ją Michałowi od tak, w przypływie wigilijnych emocji i wzruszeń daną chwila. Ale może wydarzy się coś innego, może będzie to przełomowy moment?
OdpowiedzUsuńCałuję :*
super rozdział <3
OdpowiedzUsuńNiech Michał zachowa się jak facet i powie pierwszy co mu leży na sercu, albo kto:):):):
OdpowiedzUsuń